Data Loading...

Kalejdoskop Wiosna 2022 NR 3

265 Views
37 Downloads
43.92 MB

Twitter Facebook LinkedIn Copy link

DOWNLOAD PDF

REPORT DMCA

RECOMMEND FLIP-BOOKS

Kalejdoskop Wiosna 2022 NR 3

Wiosna 2021/2022 – nr 3

Wojna bliska czy daleka? Polka i Izraelka patrzy na Ukrainę KAROLINA VAN EDE-TZENVIRT

Sztuka jako lek na utratę SZULAMIT KOPF, ANIA KARPOWICZ

Z Ramallah do Gazy. Jak dzieci próbują zmienić świat BARBARA URBAN

Co nas rozwija. Życie w krainie innowacji ŻANETA UBA, NIR AMAR, MACIEJ WACŁAWIK

od redakcji

Bezsłowie tekst Karolina Przewrocka-Aderet

Już od kilku miesięcy nie umiem dobrać odpowiednich słów. Kiepsko jak na dziennikarkę, to prawda. Zafascynowana reportażem uważałam zawsze, że życie pisze najlepsze historie, i wolałam obserwować uważ- nie to, co dookoła, zamiast szukać ich we własnej wyobraźni. Problem w tym, że wydarzenia ostatniego czasu przerosły wszelkie oczekiwania wobec tego, jak powinien wyglądać świat XXI wieku. Ich brutalizm, ana- logie do przeszłości i wynikające z tego wszystkiego poczucie bezradno- ści i osamotnienia pozostawiają mnie niemą, bo słowa, w które wierzy- łam, straciły nagle znaczenie. Tak było w maju zeszłego roku, gdy w Gazie i w Izraelu rozpętała się wojna, która zachwiała naszym - tak bardzo kruchym - poczuciem bezpieczeństwa. Podobnie ponad pół roku temu, gdy na granicy pol- sko-białoruskiej rozpoczął się kryzys uchodźczy, i okazało się nagle, że „uchodźca” to pojęcie względne, podobnie jak pomoc, której gotowi jesteśmy udzielić. Ostatni miesiąc, tragiczna wojna w Ukrainie i chwy- tająca za serce postawa Polaków, którzy otworzyli przed uchodźca- mi z tego kraju swoje domy, pokazały, że jednak mamy w sobie dużo współczucia, czułości i solidarności. Co nas dotyka, to sytuacja, której genezę rozumiemy, i która - z racji pewnej wspólnoty doświadczenia - jest nam bardzo bliska. Taka wojna staje się „nasza”, a wraz z nią i ten, który przed nią ucieka. Pracując nad kolejnymi numerami „Kalejdoskopu” co chwilę mierzymy się z dylematem: czy i jak pisać o wielkich wydarzeniach politycznych, które wpływają bezpośrednio na naszą codzienność. Nie myślę tutaj wyłącznie o sytuacji wojny, której - jako doświadczenia totalnego, doty- kającego kwestii życia i śmierci - nie sposób pominąć. Mam tu również na myśli życie w krajach - Izraelu i Polsce - w których polaryzacja świa- topoglądowa jest bardzo wyraźna, a różnice w postrzeganiu rzeczywi- stości bywają skrajne. Miewa to odbicie w tekstach, które otrzymujemy od autorów - i konia z rzędem temu, kto nie zastanawiałby się wów- czas, jak publikować mądrze, by pokazać możliwie szeroką perspekty- wę poglądową, szacunek dla różnorodności przekonań, a to wszystko w skomplikowanej rzeczywistości dwóch krajów, tak odległych od siebie geograficznie, lecz bliskich jednocześnie. „Kalejdoskop” nie ma ambicji bycia pismem politycznym - jak naj- bardziej jednak pragnie pochylać się nad historiami ludzi dotkniętych wielką polityką i wynikającymi z niej decyzjami. Nad ich cierpieniem i emocjami, lękiem, nadzieją i tęsknotą. Historie oddają złożoność rze- czywistości - i jako takie najbardziej nas interesują.

Idąc tym tropem, w bieżącym numerze zastanawiamy się nad tym, jak wojna i konflikt kierują naszymi wyborami i kształtują nasze postrze- ganie świata. Karolina van Ede – Tzenvirt podróżuje między Polską i Izraelem i bada, jakie emocje towarzyszą wojnie w Ukrainie w obu krajach, jaka jest ich gotowość pomocy. Autorka zastanawia się też, czy wojna, która toczy się w miejscu odległym geograficznie, społecznie i kulturowo ma szansę zostać przez nas zrozumiana. Ania Karpowicz, laureatka Paszportów „Polityki”, w rozmowie z tela- wiwską malarką Szulą Kopf dopytuje o wpływ doświadczeń okresu II wojny światowej na jej rodzinę i twórczość. Obie zastanawiają się też, czy sztuka może stać się plastrem na rodzinne rany i lekiem na utratę. Szczególne ciepło budzi w moim sercu relacja z Zachodniego Brzegu. Basia Urban, mama dwóch dzielnych dziewczynek – Polek i Palestynek jednocześnie – pisze o trudnościach w wychowywaniu dzieci, gdy świat, w którym rosną, jest pełen lęku i nienawiści. W pierwotnym zamyśle tematem przewodnim tego numeru miała być innowacyjność, lecz wybuch wojny w Ukrainie sprawił, że zdecydo- waliśmy się na zmianę charakteru okładki oraz na inny układ tekstów. Mimo tego zebrane materiały publikujemy w tym numerze. O sekretach sukcesu, jakim jest izraelski hi-tech, rozmawiają Żaneta Uba i Nir Amar, polsko-izraelskie małżeństwo z niemałym doświadczeniem w dziedzi- nie nowych technologii. Maciej Wacławik, archeolog specjalizujący się w odkryciach dokonywanych w naszym regionie, pomaga zrozumieć, co motywowało strożytnych, i skąd właściwie wzięła się jego ciekawość i pragnienie rozwoju. Na ostatniej stronie uczniowie Szkoły Polskiej dzielą się swoimi pomysłami na wynalazki - a my cieszymy się, że izra- elska Dolina Krzemowa być może odkryje w naszych uczniach potencjał nie mniejszy niż w słynnej jednostce 8200! To jest myśl, której chcę się trzymać w tym trudnym dla nas wszystkich czasie. Zwłaszcza rankiem, gdy otwieram gazetę, czytam o kolejnym za- machu terrorystycznym w Izraelu i czuję, jak gardło się zaciska. Mimo tego wszystkiego chcę mieć jeszcze jakąś nadzieję.

2

Zapraszam Państwa serdecznie do lektury trzeciego, wiosennego nume- ru kwartalnika „Kalejdoskop”.

Wszystkim Państwu, którzy w kwietniu rozpoczną najważniejsze w roku święta - Pesach, Wielkanoc i okres Ramadanu - składamy najserdeczniejsze życzenia. Oby ten czas przyniósł nam wszystkim pocieszenie, radość i pokój!

KAROLINA PRZEWROCKA-ADERET (ur. w 1987 r.) – dziennikarka, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. Autorka „Polanim. Z Polski do Izraela”. Współautorka antologii „Przecież ich nie zostawię. O żydowskich opiekunkach w czasie wojny” oraz – wraz z ks. Adamem Bonieckim – książki „W Ziemi Świętej”.

Redakcja „Kalejdoskopu”

Wydarzenia

DZIEJE SIĘ TERAZ Sztuka w kibucu

„Wiedźmin” wMałym Księciu 24 stycznia 2022

Żydzi w Armii Andersa grudzień 2021

Ostatniego dnia Chanuki, 5 grudnia, w telawiw- skim Merkaz Inbar Le-Tarbut odbył się wyjąt- kowy koncert z udziałem artystów polskich i izraelskich: Olgi Avigail Mieleszczuk, Omera Netzera i Darka „Maleo” Malejonka. W reper- tuarze znalazły się utwory opowiadające histo- rię żydowskich żołnierzy w szeregach Armii Andersa, niektóre z nich napisane przez sa- mych weteranów. Koncert zorganizowali m.in.: Towarzystwo Przyjaźni Polska-Izrael, Instytut Polski oraz Ambasada RP w Tel Awiwie. Z kolei 8 grudnia w miejskiej bibliotece w Kiryat Motzkin otwarto wystawę na ten sam temat. Na jej otwarciu nie zabrakło poruszonych go- ści, w tym pokolenia dzieci bohaterów wysta- wy. Projekt powstał dzięki staraniom Centrum Mashmaut, Instytutu Polskiego, Ambasady RP, a także Towarzystwa Projektów Edukacyjnych oraz Instytutu Adama Mickiewicza. Na przekór uprzedzeniom grudzień 2021 W grudniu ruszył wspólny projekt Centrum Mashmaut i gorzowskiej Akademii im. Jakuba z Paradyża, w którym bierze udział setka młodzieży izraelskiej i polskiej. Celem pro- jektu jest nawiązanie przyjaźni, przełamanie stereotypów i umocnienie wiedzy na temat kulturowych i historycznych więzów między Polakami i Żydami. WSPÓŁPRACUJEMY Raz w miesiącu pojawiamy się na antenie nowojorskiego radia polonijnego Nasze Radio USA i opowiadamy o tematach ważnych dla „Kalejdoskopu”. Radio założyła na początku pandemii mieszkająca w USA polska dzienni- karka Aleksandra Paliga - Kapsa. Codziennych audycji można posłuchać na stronie interne- towej radia: www.naszeradiousa.com . Organizujesz wydarzenie ciekawe z punk- tu widzenia naszej społeczności? Pozwól nam o tym napisać! Czekamy na kontakt: [email protected] .

Muzeum Sztuki w Ein Harod to ważne cen- trum artystyczne na mapie Izraela, szczególnie znane ze swojej kolekcji obrazów żydowskich artystów o polskich korzeniach. W styczniu otwarto w nim nową stałą wystawę poświęconą sztuce europejskiej z akcentem na liczne prace z najważniejszej kolekcji muzeum. Wystawa będzie dostępna dla zwiedzających przez dłuż- szy okres. Dodatkowe informacje na stronie: www.museumeinharod.org.il . Biało-czerwony konkurs dla dzieci Ambasada RP w Tel Awiwie ogłasza konkurs plastyczny dla dzieci i młodzieży pod tytu- łem „Flaga biało-czerwona”. W konkursie mogą brać udział zamieszkałe w Izraelu dzieci w grupach wiekowych: 7-9 lat, 10-12 lat i 13- 15 lat. Prace plastyczne mogą być wykonane dowolną techniką na jeden z tematów: flaga biało-czerwona, polskie symbole narodowe i solidarni z Ukrainą. Na zwycięzców czekają nagrody książkowe, gry edukacyjne, upominki i dyplomy pamiątkowe. Formularz zgłoszenio- wy i regulamin: www.gov.pl/izrael . WYDARZYŁO SIĘ „Stramer” po hebrajsku 17 i 18 marca 2022 Mikołaj Łoziński to znany i utalento- wany pisarz młodego pokolenia, laureat m.in. Paszportu „Polityki”, autor powieści „Stramer” o żydowskiej rodzinie w przed- wojennym Tarnowie. Podczas swojej wizyty w Izraelu autor spotkał się z czytelnikami biblioteki Instytutu Polskiego oraz z uczestni- kami organizowanych przez placówkę warsz- tatów. Książka powróciła podczas warsz- tatów translatorskich organizowanych przez Instytut pod patronatem Wydawnictwa Carmel. Laureat warsztatów zostanie auto- rem hebrajskiego przekładu książki, dołą- czając do grona tłumaczy literatury polskiej w Izraelu.

Do pokaźnej listy najlepszych polskich utwo- rów literackich tłumaczonych na język hebraj- ski dołączył przekład „Wiedźmina” Andrzeja Sapkowskiego, najważniejszego autora gatunku fantasy. Książka w przekładzie Ilaya Halperna, wydana przez Yediot Sfarim, miała swoją pro- mocję w styczniu w telawiwskiej księgarnio-ka- wiarni Ha-Nasich Ha-Katan (hebr. Mały Książę). O literaturze, potworach i wiedźminach rozma- wiali Hagar Yanay - izraelska pisarka literatury fantasy, dr Shai Feraro - historyk badających ruchy neopogańskie oraz izraelski Wiedźmin z krwi i kości – Ilya Pertsovsky, działacz społecz- ności LARP (Live Action Role Play), jeżdżący corocznie do Polski by wziąć udział w kilkudnio- wych inscenizacjach świata fantasy. Kieślowski wCinematheque 3-1 stycznia 2022 Legendarny„Dekalog”KrzysztofaKieślowskiego wraz z wystawą fotografii przedstawiających historię powstawania filmów (m.in. autorstwa Piotra Jaxy-Kwiatkowskiego) gościł w jerozo- limskim Cinematheque. Wystawa przeniosła się do Jerozolimy z samej pustyni, gdzie brała udział w Międzynarodowym Festiwalu Filmowym „Arava”. Seanse „Dekalogu” odbędą się w kwiet- niu również w Tel Awiwie. Dodatkowe informa- cje już wkrótce na stronach Instytutu Polskiego i Cinematheque. Konferencja: Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu 26 stycznia 2022 Tegoroczna zorganizowana przez Centrum Mashmaut odbyła się, z uwagi na pandemiczne ograniczenia, w formie spotkania online.Niezabrakło jednakobecnościważnychgo- ści: ministra ds. Diaspory Nachmana Shaia, chargé d’affaires ambasady RP w Tel Awiwie Katarzyny Rybki-Iwańskiej, 97- letniej ocalałej z Holokaustu Miriam Harel, wielu burmistrzów z Polski, Niemiec, Węgier, przedstawicieli ważnych instytu- cji badawczych i wielu innych. Spotkanie poprowa- dziła dyrektor Centrum, dr Lea Ganor. konferencja

3

Znajdź nas na Facebooku: Kalejdoskop Kwartalnik polskojęzyczny w Izraelu. Redakcja: Karolina Przewrocka-Aderet, Karolina van Ede-Tzenvirt Grafika, fotoedycja, skład: Patryk Piotr Antoniak Współpraca: Ewa Szubstarska-Stein Okładka: mural Murielle Cohen, Florentin, Tel Awiw, 2018, fot.: Patryk Piotr Antoniak Kontakt z redakcją: [email protected]

Projekt jest finansowany w ramach funduszy polonijnych Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej.

rozmowa

Siła rażenia z Szulamit Kopf rozmawia Ania Karpowicz

Szulamit Kopf, telawiwska malarka o krakowskich korzeniach, w rozmowie z Anią Karpowicz: Wyobraź sobie, że twoi rodzice przetrwali wybuch bomy atomowej. Przychodzisz na świat wiele lat później, jednak radioaktywne promieniowanie, którego nie możesz ani poczuć, ani dotknąć, oddziałuje na każdą komórkę twojego ciała.

aut.: Szulamit Kopf

wpływ, jaki ich strata miała na mój rozwój i postrzeganie świata. Dzisiaj o niej maluję, piszę, kręcę o niej filmy, a nawet napisałam piosenkę. Muszę dopytać o ten wątek muzyczny: co to za piosenka? Wiedziałam, że cię to zainteresuje! Skomponowałam piosenkę o siostrzenicach mojego ojca. Kiedyś w rozmowie z nim zapy- tałam, ile dzieci miał jego brat. Okazało się, że pięcioro, ale nie był w stanie sobie przypo- mnieć ich imion. Postanowiłam więc poszu- kać w dokumentach jakiegoś śladu. Czułam, że poznanie tych imion pozwoli mi włączyć te dzieci do rodzinnej pamięci. Zaczęłam więc dzwonić do różnych instytucji w Polsce, tak- że do Siedlec, skąd ojciec pochodził. Dzięki uprzejmości urzędników udało mi się odszu- kać troje dzieci: Sarę (9 lat), Chavę (5 lat) i Taubę (4 lata). W sierpniu 1942 roku wszyst- kie znalazły się w transporcie do Treblinki. Pozostałej dwójki nie udało mi się odnaleźć. Napisałam piosenkę, aby samej sobie opowie- dzieć tę historię. Wzruszamnie, z jaką cierpliwościąbudu- jesz i chronisz pamięć o Twojej rodzinie, chociaż jest to pamięć trudna. Czasami zastanawia mnie, dlaczego część lu- dzi z mojego pokolenia - dzieci ocaleńców - żyje ze świadomością swojego doświadczenia, a część jakby w ogóle go nie dostrzega. Może wynika to z wrodzonej - większej lub mniej- szej - wrażliwości, a może ze strategii mil- czenia, którą przejęli ze swoich domów? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. W moim przypadku główną rolę gra wyobraźnia - od- krywając rodzinne historie widzę je bardzo plastycznie, ze wszystkimi szczegółami, i to chyba sprawia, że czuję wewnętrzne pona- glenie, aby się nimi dzielić. W malarstwie łączysz stare z nowym: na przykład skrawki autentycznych listów Ireny Jung pisanych z frontu

wschodniego do rodziny zamalowujesz po wielokroć z zastosowaniem współ- czesnych technik. Zaskakująco to, co abstrakcyjne w formie, zdaje się najbar- dziej dojmujące w ekspresji. Dlaczego? Mówisz o wystawie, która była pokazywana w Krakowie, Paryżu i Tel-Awiwie, a niedługo gościć będzie również wMuzeumBojowników Getta w kibucu Lohamei Ha-Getaot. Ale nie- dawno pokazałam także zupełnie inne pra- ce, niezwiązane z cyklem „historycznym”. Podczas wernisażu podszedł do mnie pro- fesor akademii sztuk pięknych i powiedział: „jestem poruszony motywami Szoah w twoich obrazach”. Zdziwiłam się, ponieważ nie inspi- rowałam się tematem Zagłady, a jednak ona emanowała z tych obrazów, bez mojego świa- domego udziału. Ciekawi mnie zresztą zagad- ka procesu twórczego: które jego elementy kontroluję, a które są poza moim wpływem? W nowej serii obrazów pracowałam na luź- nym, nie naciągniętym płótnie, które pod- czas malowania składało się, ukrywając jedne fragmenty, a eksponując inne. Musiałam za- akceptować fakt, że duża część mojej pracy pozostanie niewidoczna dla odbiorcy, ale jednocześnie nowe podejście do płótna zain- spirowało mnie do przemyśleń dotyczących zagadnień percepcji. (Szula wyciąga zdjęcia swojej mamy z czasów młodości i z lat 40., wykonane tuż po jej powrocie do Polski).

Ania Karpowicz: Twoja mama, Ire- na Jung, w dniu wybuchu II wojny świa- towej była śliczną, młodą dziewczy- ną z zamożnej krakowskiej rodziny. Doświadczona horrorem wojny, ocalo- na z Holokaustu, pozostała do końca życia silną i spełnioną kobietą. Jak jej się to udało i jak to wpłynęło na Ciebie? Szulamit Kopf: Moja mama wiele przeszła i potrafiła doskonale radzić sobie w wyma- gających sytuacjach. Jednak w głębi serca nie udało się jej wyjść z poczucia głębokiej straty. Nigdy nie pogodziła się z wygnaniem z dzie- cięcego raju, jakim był dla niej przedwojenny Kraków: mieszkała w reprezentacyjnej kamie- nicy przy Rynku Głównym 24, w domu pełnym antyków i dzieł sztuki, otoczona czułością i pięknem. Z tęsknoty za utraconym domem wiele lat później wybrała profesję antykwa- riuszki. Do dzisiaj mam dwa krakowskie XIX- wieczne kandelabry, które cudem przetrwały wojenną zawieruchę przechowane przez życz- liwych sąsiadów. Myślę, że dostałam od niej wrażliwość na sztukę, która dla niej była ko- niecznym składnikiem życia. Otaczanie się pięknem dawało mamie poczucie przynależ- ności i bezpieczeństwa. Urodziłaś się w Izraelu wiele lat po woj- nie. Kiedy zaczęłaś interesować się pol- ską częścią Twojej tożsamości? Czy był jakiś szczególny moment, w którym zro- zumiałaś, że utrata, jakiej doświadczyło pokolenie Twoich rodziców, dotyka tak- że Ciebie? Niedawno skończyłam pracę nad dokumen- tem o mojej rodzinie. Pierwsze zdanie, jakie wypowiadam w filmie, brzmi: „Wyobraź sobie, że twoi rodzice przetrwali wybuch bomy ato- mowej. Przychodzisz na świat wiele lat póź- niej, jednak radioaktywne promieniowanie, którego nie możesz ani poczuć, ani dotknąć, oddziałuje na każdą komórkę twojego ciała.” A więc nawet, jeśli oni nie opowiadali o swo- im doświadczeniu na co dzień, ja jako małe i wrażliwe dziecko je czułam. Widzę ogromny

4

Zobacz, wojna namalowała na jej twarzy swój portret.

W mojej pracy przy festiwalu Warsze- Muzik także szukam starych fotografii przedwojennych warszawskich kompo- zytorów lub wykonawców. Widzę na nich młodych chłopcówzwarszawskiej Dziel- nicy Północnej, marzących o wielkich karierach. Często wtedy towarzyszy mi głębokie westchnienie: „Mietku, Witku, niemaciepojęcia, cowasczeka, zachwilę

cały wasz świat runie w gru- zach”. To jest jeden z trud- niejszych momentów, z któ- rymi muszę sobie poradzić. Podobnie w mojej pracy: kiedy oglądam archiwalne materiały z przedwojennych dzielnic ży- dowskich, pełnych gwaru, lu- dzi i życia, przychodzi wstrząs: „oni wszyscy zniknęli”. Jednak w przeszłości mojej rodziny najtrudniejszy tożsamościowo czas nastąpił już po wojnie - byli zasymilowanymi, niereligijny- mi Żydami, czuli się polskimi patriotami. W koresponden- cji wojennej pisali do siebie, że muszą wrócić, odbudować kraj, o którym mówili „ojczy-

zna”. Byli ostrzegani, że w Polsce nie mają do czego wracać, że atmosfera jest fatalna. Niestety, po osiedleniu się w Katowicach za- częły do nich dochodzić straszne wiadomości o pogromach, zginął znajomy rodziny - adwo- kat Michael Blum. Ostatecznie podjęli trudną decyzję o emigracji do Izraela. Tym większe wrażenie robi na mnie Twoja znakomita znajomość języka polskiego, mimo, że nigdy nie miesz- kałaś w Polsce. Tak się przecież pozna- łyśmy - usłyszałaś w windzie język pol- ski i od razu zaczęłyśmy rozmawiać. To było na początku mojego pobytu w Tel- -Awiwie, Twoja życzliwość i piękna pol- szczyzna były dla mnie ciepłym powi- taniem w obcym kraju. Uświadomiłam sobie wtedy, jak wielu polskich Żydów mijam każdego dnia na ulicy. Skąd tak dobrze znasz polski? Z domu. Moja mama nauczyła mnie nie tylko języka, ale też wielkich dzieł polskiej literatu- ry, jako dziecko recytowałam między innymi inwokację z „Pana Tadeusza”. Polska kultura była stale obecna i żywa, była czymś oczywi- stym i bliskim. W moje obrazy wkompono- wuję fragmenty tekstów w języku polskim jak drogą pamiątkę, to dla mnie bardzo ważna część tożsamości.

5

IRENA JUNG (ur. w 1921 r. we Lwowie) - jej ojciec, adwokat, przeprowadził się do Krakowa, kiedy Irena miała 9 lat. Po wybuchu II wojny światowej trafiła do Lwowa i jak wielu Polaków została wywieziona wgłąb ZSRR. Wcielona do Armii Berlinga, w latach 1943- 45 przeszła szlak bojowy z ZSRR do Berlina. W 1950 r. wyemigrowała do Izraela, następnie w 1964 roku wyjechała do USA. Była cenioną antykwariuszką. Zmarła w wieku 94 lat.

SZULAMIT KOPF (ur. w 1954 r. w Tel Awiwie) - izraelska malarka o polskich korzeniach; córka Ireny Jung. Miała 10 lat, gdy jej rodzice wyemigrowali do USA, gdzie odebrała wykształcenie. Pracowała jako dziennikarka dla największych pism amerykańskich, a po powrocie do Izraela w 1991 roku kontynuowała pracę dla Jerusalem Post. Kopf powróciła do swojej pasji - malowania - 15 lat temu. Jej prace wystawiane były w Izraelu, Polsce, USA i Francji.

ANIA KARPOWICZ (ur. w 1983 r. w Warszawie) - polska flecistka, aktywistka i kuratorka. Laureatka Paszportów „Polityki” w 2021 r. Studiowała grę na flecie poprzecznym w Polsce i Niemczech, mieszkała na Łotwie i w Izraelu. Jest kuratorką festiwalu WarszeMuzik (od 2017) i założycielką kooperatywy muzycznej Hashtag Ensemble (od 2015), a także entuzjastką twórczości Mieczysława Wajnberga, którego Instytut współtworzy od 2020 roku. Obecnie mieszka w Warszawie.

Temat numeru

Wojna daleko i blisko tekst Karolina van Ede-Tzenvirt

KAROLINA VAN EDE-TZENVIRT (ur. w 1977 r. w Krakowie) - miłośniczka i rzeczniczka Izraela. Jej pasją jest dzielenie się pięknem i wielokulturowością tego kraju z odbiorcami w Polsce i Europie. Dziennikarka, autorka przewodników i książek, prelegentka, blogerka (Izraelblog); współpracuje również z telewizją i radiem. Działaczka społeczna w inicjatywach umacniających różnorodne, lokalne społeczności Jerozolimy i dialog między nimi. Prywatnie żona i matka trójki dzieci, mieszkająca w Izraelu od 20 lat.

W Ukrainie trwa wojna, a Polska żyje nią tak, jakby działa się na jej własnym podwórku. Polacy ruszyli z pomocą - z kolei Izraelczycy bez większych emocji przyglądają się wojnie z perspektywy medialnych doniesień. Ukraina jest dla nich zbyt odległa. I po części niezrozumiała.

- Może lepiej żebyście teraz nie lecieli? Wojna będzie - słyszę w słuchawce głos ojca. Dzwonię, by mu powiedzieć, że kupiliśmy bi- lety do Polski i przyjeżdżamy po półtorarocz- nej przerwie. - Jaka wojna, tato? Żadnej wojny nie będzie! - odpowiadam. Kilka dni po naszym przyjeździe budzimy się w nowej rzeczywistości. A jednak to zrobił: Putin zaatakował Ukrainę. Nikomu z nas nie chce się w to wierzyć. Nawet moim rodzicom, którzy o nieuchronności ataku byli podobno przekonani. Niemożliwe, że w XXI wieku, niecałe osiemdziesiąt lat po wielkiej, morder- czej wojnie, która straumatyzowała pokolenia Europejczyków, jeden kraj napada na drugi. Wśród Polaków odzywają się demony prze- szłości. Ludzie ustawiają się w kolejkach po paliwo. „Benzyny czasowo brak” - spo- strzegam wydrukowane naprędce kartki przyklejone taśmą do dystrybutorów na kilku kolejnych stacjach. W Biedronce też tłumy: szczególnie starsi kupują papier toaletowy, makarony, ryż, mąkę. Niektórzy z nich pamię- tają jeszcze okupacyjny głód, spadające bom- by. Moją 86-letnią ciotkę, którą odwiedzam kilka dni przed wyjazdem, zastaję siedzącą przed telewizorem. Wiadomości włączone są na okrągło, obok fotela pudełko chusteczek. - Stanęliśmy wtedy, wiosną 45’, na plandece ciężarówki, która miała nas zawieźć do dziad- ków - wspomina ciocia ze łzami oczach. - Stamtąd mieliśmy świetny widok. Mama wskazała na panoramę miasta i powiedzia- ła do nas: - Patrzcie, dzieci: to była kiedyś Warszawa. W oczach stają mi łzy, bo i moje pokolenie ma to we krwi. W naszym DNA cierpienia za- pisano przecież, jak to jest być ofiarą wojny. Zupełnie nie dziwi mnie, że tak wielu znajo- mych ruszyło na pomoc. Spakowało jedzenie, ubrania, pieluchy, słodycze i pojechało na gra- nicę polsko-ukraińską.

6

graf.: Ewa Szubstarska-Stein

Maria ma szczęście, bo w Polsce czeka na nią praca w prywatnym domu, zakwaterowanie i życzliwi pracodawcy. Wie, dokąd jedzie, i że może tam zostać ile tylko zechce. Olena znalazła pokój w hotelu, który otworzył swo- je drzwi uchodźcom. Wielu z tych, którzy idą w stronę granicy, nie wie jeszcze, czy kolej- ną noc przyjdzie im spędzić na dworcu czy w przygotowanej sali gimnastycznej. Gdy w końcu przekraczają granicę spotyka ich widok, jakiego się nie spodziewali. – Czegoś takiego nigdy nie widziałam. Ludzie stoją z herbatą, kawą, zupą, ciepłym jedzeniem. Mają ze sobą worki ubrań i koców. Inni stoją z wyciętymi naprędce kartonowymi tabliczka- mi z informacją, ile osób mogą zabrać, prze- nocować, podwieźć. Nie chcą pieniędzy, chcą ratować życie. Tłum uchodźców napotyka po drugiej stronie szlabanu tłum aniołów - mówi Maria.

Na piechotę po życie\

Maria do przejścia w Hrebennem musiała iść na piechotę. Sznur samochodów się nie kończył. Dobrze, że była sama, szczuplutka w sportowych butach. Z lekkim plecaczkiem przeszła aż dwanaście kilometrów. Nie chciała nieść butelki z wodą. Miała przy sobie pustą i napełniała tylko trochę, na parę łyków. Ale tę samą trasę pokonywali też ludzie starsi, w gor- szej kondycji, z dziećmi, z bagażem. Olena osiem dni wcześniej urodziła swoje pierwsze dziecko, przez cesarskie cięcie. Do granicy szła dwadzieścia trzy kilometry. W lesie obok drogi co kilkaset metrów porzucona walizka, zbyt ciężkie buty, zbędne kilogramy. Starszy pan szedł w kapciach i dwóch parach skarpet. Już po kilku kilometrach zdążył obetrzeć so- bie stopy.

– Modliliśmy się, żeby przejść granicę na czas. Dziś już by mu nie dali opuścić kraju – mówi zapłakana Olga. Płacze, bo na stole w kuchni, w mieszkaniu po babci Piotra, zastała tort urodzinowy ze świeczkami. Wszyscy płaczą. Przed telewizorami, podczas rozmów z rodziną, ze znajomymi, tymi tu, w Polsce i tam, w Ukrainie. Płaczą w uścisku przy rozłące czy po otrzymaniu oferty pomo- cy. Płaczę i ja, kiedy do domu moich rodziców przyjeżdża pierwsza Ukrainka. Nie znamy się, ale ściskamy się mocno i łkamy sobie w ramiona. Wichura uczuć w moim sercu i w mojej gło- wie. Nikt nie wie, z czym je się tę wojnę. Jak przyjąć do wiadomości, że tuż obok, tak blisko, giną ludzie, bracia. Ukraińcy są czę- ścią polskiej historii, tkanką w naszym ciele: jeszcze przed wybuchem wojny pracował ich w Polsce grubo ponad milion. Po przedłużo- nej pandemią przerwie wracam do Warszawy pełnej ukraińskich sprzedawczyń, kelnerów, fryzjerów. Jesteśmy tak sobie bliscy, że nie musimy nawet znać swoich języków - co trze- cie słowo brzmi prawie tak samo. To okropne kłucie w sercu miesza się ze ściskiem w gardle, którego doświadczam widząc skalę pomocy płynącej od Polaków. W tym czasie, zupełnie niedaleko ode mnie, dzieci siedzą w lodowatej piwnicy i modlą się by przeżyć ostrzał ich mia- sta, ich domu. Odnoszę wrażenie, że za chwilę rozsypię się na tysiąc kawałków. Odreagowuję głupim serialem na miękkiej kanapie. Bogu dzięki, mam ten komfort.

Bracia Słowianie

Exodus

W Warszawie, gdzie się zatrzymuję, o niczym innym się nie mówi. Telewizje informacyjne włączone są w domach bez przerwy. Nie ma rozmowy, która nie odnosiłaby się do wojny. Na autobusach powiewają ukraińskie flagi, w tramwajach na ekranach zamiast kolejnych przystankówwyświetla się napis po ukraińsku: „Jesteśmy z wami – Slava Ukraini”. Na ulicach demonstracje. Żółty i niebieski - kolory ukra- ińskiej flagi - rzucają się w oczy na każdym kroku. Polska żyje strachem Ukraińców, żyje strachem przed wojną, niedowierzaniem, że w ogóle wybuchła. Ale żyje też pomaga- niem. Znalazła sposób, by ten lęk przekuć w działanie. Od samego rana dostaję wiadomości, zapy- tania i prośby o pomoc. Ktoś szuka mieszka- nia dla mamy z dzieckiem, ktoś inny właśnie kwateruje całą rodzinę. Ktoś jeszcze szuka łóżeczka, pieluch, dżinsów w rozmiarze M czy podwózki do Krakowa. Inni mają coś do odda- nia, idą kupić cukierki i mleko w proszku by rozdawać je przyjeżdżającym. Na Dworcu Zachodnim w Warszawie Piotrowi, przedsiębiorcy, który odwołał tego dnia wszystkie spotkania, trudno przebić się przez tłum niosących pomoc. Wciskają i jemu batoniki energetyczne i soczek, w końcu może on też jest Ukraińcem. Z dworca wyjeżdża z rodziną, z którą skontaktował się dzień wcześniej. To mama i trójka dzieci. Najstarszy, Siergiej, właśnie obchodzi 18 urodziny.

Lecę z powrotem do Izraela. Bilet kupiłam już dawno. Przy okienku dowiaduję się, że z gitarą, którą wiezie mój syn, będzie problem. Lot jest przepełniony. Szykuję słuchawki na czas lotu: spodziewam się grup izraelskiej młodzieży, która - jak to młodzież - nie będzie raczej spała w ostatnią noc wycieczki. Ale mylę się. W ko- lejce do samolotu, oprócz kilku Izraelczyków obwieszonych zakupami ze Złotych Tarasów, stoją Ukraińcy. Matki z dziećmi, rodziny, pary. Część z nich na rękach trzyma małego pieska, w torbie kota. LOT pozwolił im je wziąć do sa- molotu. Moja czterolatka zaczepia kremowe- go pudelka. - Ciekawe czy się zaaklimatyzuje w Izraelu – odzywa się do mnie właściciel psa - Michael. Nawiązujemy rozmowę. – Oboje mamy oby- watelstwo, ale ostatnimi laty mieszkaliśmy w Kijowie. Miałem tam pracę, psa wzięliśmy niedawno, teraz uciekamy - opowiada. Michael i jego żona mają w Jerozolimie rodzi- nę. Zamieszkają z nimi aż do czasu znalezienia nowego lokum. Wyglądają na takich, których stać na szybkie wynajęcie mieszkania w nie- wyobrażalnie drogim Izraelu. Ale samolot jest też pełen wielu innych. Klasa biznes zapeł- niona po brzegi. Na fotelach po tysiąc czy dwa tysiące dolarów za lot siedzą też dzieci. Zastanawiam się, czy są tak bogaci, czy wys- krobali ostatnie oszczędności, by tylko uciec. Daję Michaelowi swój numer – na wszelki wypadek.

7

fot.: Łukasz Konopa

swoje rosyjskie paszporty. Tel Awiw oświetla urząd miasta na żółto i niebiesko. Do pomo- cy angażują się fundacje, organizacje, pry- watne osoby. Na Facebooku ludzie zachęcają do kupowania noclegów w Kijowie i w całej Ukrainie po to, by szybko wpłacić jakąś sumę na konto właścicieli. Posty znajomych: prośby o modlitwę, poruszające do łez zdjęcia znisz- czonych ukraińskich miast. Idę na promocję jakiejś książki. Afterparty jak gdyby nigdy nic. Temat Ukrainy wychodzi dopiero po półgodzinnej rozmowie. – Co my zrobimy z tymi uchodźcami? A czy ty wiesz, ilu z nich to nie-Żydzi? – mówi oburzony Gal z Jerozolimy. Nie komentuję, nie mam siły. W głównym wydaniu wiadomości, po szeregu materiałów o wojnie, pada ważna informacja: z powodu wojny producenci znanego izrael- skiego serialu zostali zmuszeni do odwołania planowanych zdjęć na Ukrainie. Nie ma jed- nak powodu do obaw: czwarty sezon zostanie dokończony w Rumunii. Co za ulga. W Izraelu jestem daleko od wojny, tej, którą zostawiłam w Polsce, i którą żyłam przez ostatnie dni. Izrael żyje pełnią bliskow- schodniego życia i jeśli ogląda się za siebie z nostalgią na Europę, to tylko przez pryzmat diaspory, swoich braci. Ukraina jest tutaj nie- zrozumiała i odległa.

W Ukrainie mieszka mój kuzyn. Nabyty dzię- ki mężowi, ortodoksyjny Żyd, Izraelczyk, Chabadnik. Wraz z żoną i pięciorgiem dzieci został oddelegowany, by budować i wspie- rać żydowską społeczność w mieście Dniepr w środkowo-wschodniej części Ukrainy. Dzwonię do niego. - Jesteśmy w drodze na południe – mówi Menachem. – Stoimy w korku już ponad dzień. Posuwamy się bardzo wolno. Chcemy przekroczyć granicę z Rumunią i stamtąd po- lecieć do Izraela. Na ekranie telefonu widzę kręcącą się na tyl- nym siedzeniu dzieciarnię. Na dworze mróz i śnieg. Kilka godzin później Menachem wy- syła filmik. Na podłodze, w piwnicy kuchni Chabadu, do którego udało im się dotrzeć, po- rozkładane są materace, koce, poduszki. Jest też ciepły posiłek. Żydzi mogą na siebie liczyć. Kolejne nagranie robi córka Menachema. Rabbi stoi na śniegu, nie traci ducha. – Jedziemy – mówi. – Be-ezrat Ha-Szem (hebr. z Bożą pomocą) dojedziemy do granicy – zza ekranu słychać coraz wyraź- niej cichy płacz. – Ale nie smućmy się – ciągnie Menachem. – Dziś Rosz Hodesz Adar, najwe- selszy dzień roku. Mi sze-nichnas Adar mar- bim be-simcha (hebr. kiedy przychodzi mie- siąc Adar, radość rośnie) - mówi Menachem. Mała rozkleja się na dobre, niebo jest ciem- noszare, pada śnieg. Gdzieś z tyłu, za ich plecami, ktoś strzela z karabinu. Niestety nie plastikowego. Daleko od wojny Lądujemy. Spodziewam się wzruszonych tłumów ze łzami w oczach. Na lotnisku nie czekają na nas jednak ani batoniki, ani pie- luchy, ani gorąca zupa. Cisza. Przecież ktoś wie, że w tym samolocie są uchodźcy. Może nie bezradni, może nie z jedną torbą w ręku, ale jednak uchodźcy, którzy potrzebują przy- najmniej uścisku, powitania, pokrzepienia. Uderza mnie to bardzo. Rano, już po powrocie do domu, budzę się w innym świecie, w którym wojna dzieje się daleko. Ten świat też ma przecież swoje woj- ny, swoje strachy i demony. Odsiewam wpisy polskich znajomych na Facebooku i widzę, że Ukraina już nie gra pierwszych skrzypiec. Nikt się nie organizuje, nie załatwia wózków dziecięcych, zeszytów szkolnych czy podpa- sek. Wszyscy patrzą na rząd. Niech oni tam, na górze, wyślą jakąś pomoc, samolot, lekarzy, niech pokażą, że pomagamy, niech ratują czy- stość naszych sumień. Wreszcie coś rusza. Oburzeni ludzie wychodzą na ulice. Przed ambasadą Rosji demonstrują tysiące, w większości pochodzenia ukraiń- skiego. Posiadacze podwójnego obywatelstwa - izraelskiego i rosyjskiego - ostentacyjnie palą

Gdy piszę ten tekst, wciąż ratujemy tylko naszych. Nie-żydowskich uchodźców prak- tycznie tutaj nie ma. Na granicy zawrócono około 80 osób. Izrael takowych nie przyjmuje, z nielicznymi wyjątkami wpuszczenia na wizie turystycznej. Poranne przeglądanie Facebooka zastępuje mi mocne espresso. Mam ochotę wyrzucić kilka osób z grona znajomych. Znów otwie- rają się niezagojone rany Holokaustu. Ludzie, których brałam za wrażliwych, bogobojnych, piszą, jak ciężko im solidaryzować się dzisiaj z Ukraińcami. Że wojenne zbrodnie, popeł- nione przez Ukraińców 80 lat temu, nie po- zwalają im przejmować się Bogu ducha win- nymi dziećmi w Charkowie czy w Kijowie. Nie zapominajmy, że nas mordowali - czytam ze zgrozą w oczach. Ukraińcom żałuje się nawet empatii. Na moim zachwycie nad otwartym sercem Polaków też widnieje głęboka rysa. Bo prze- cież pomagamy swoim, i w kontekście za- grożenia, które dobrze rozumiemy. Nie po- trafiliśmy stanąć na wysokości zadania, gdy kilkadziesiąt kilometrów dalej, na polsko-bia- łoruskiej granicy, dzieci z ciemnymi oczami prosiły o wodę i pomoc, a do naszych drzwi pukała siostra z innym niż płowy warkoczem. Cierpienie, którego nie rozumiemy, nie wzru- sza. A może czas, by zaczęło. Gdy cierpienie wzrusza, nie ma uchodźcy - jest człowiek. A gdy jest człowiek, to i wojny nie wybuchają.

8

Ratujemy, ale tylko naszych

Kilka dni później oglądam w telewizji relację z powitania samolotu pełnego ukraińskich Żydów przez śpiewającą i tańczącą mło- dzież. To lot zorganizowany przez agencję United Hatzala. Tydzień później lądują jesz- cze trzy takie samoloty ze świeżo upieczony- mi imigrantami. Tam pewnie też będą tańce. Pojedynczy uchodźcy na pokładzie takich sa- molotów jak mój muszą zadowolić się powita- niem kontrolera paszportowego. A nawet po- koczować kilka godzin na podłodze terminala w oczekiwaniu na decyzję o wjeździe do kraju. To nie jest takie proste. Do Ziemi Obiecanej powrócić mogą tylko swoi. Agencja Żydowska we współpracy z rządem i NGOsami urządza ewakuację z Ukrainy. Pomaga w przedostaniu się ukraińskich Żydów za zachodnią granicę – do Polski, Słowacji, Rumunii, Mołdawii i na Węgry. Do kraju sprowadzono już w specjalnej akcji ponad setkę żydowskich sierot. Na Ukrainie mieszka około 43 tysiące Żydów, a około 200 tysiącom należy się prawo powrotu. Agencja Żydowska przyjęła (do dnia 4.03.2022) po- nad 5 tysięcy wniosków o aliję. Wydano też specjalne, tymczasowe pozwolenie na wjazd nie-żydowskiego członka rodziny bez wyma- ganych dokumentów poświadczających jakie- kolwiek żydowskie korzenie.

fot.: Maciej Krajewski

W krainie innowacji

Chwała lenistwu! tekst Maciej Wacławik

MACIEJ WACŁAWIK – (ur. w 1989) - doktor archeologii wczesnochrześcijańskiej. W swoich badaniach zajmuje się Pustynią Negew w okresie bizantyjskim (IV – VII wieku n.e.), zaangażowany jest również w prace w biblijnym Lakisz i wielu innych stanowiskach dookoła Basenu Morza Śródziemnego. Propagator archeologii wśród dzieci i młodzieży, m.in. w Polskiej Szkole w Tel Awiwie. W wolnych chwilach zaangażowany w działalność wspólnot katolików hebrajskojęzycznych.

Pierwszy serowar najprawdopodobniej upiekł pełen żołądek młodego zwierzęcia i po rozkrojeniu znalazł w nim kawałki sera. Innowacyjność naszych przodków często wynikała z przypadku.

odrobiną niechlujności – czego doskonałym przykładem może być ser. Do jego powstania potrzeba poddanego obróbce cieplnej zsia- dłego mleka i enzymu trawiennego nazywa- nego podpuszczką, który występuje w dużych ilościach w śluzówce żołądków przeżuwa- czy takich jak owce, kozy czy bydło rogate. Pierwszy serowar najprawdopodobniej ugoto- wał lub upiekł jeszcze pełen żołądek młodego osobnika któregoś z tych gatunków i znalazł po jego rozkrojeniu kawałki sera. Ewentualnie narząd ten mógł być używany jako bukłak do przechowywania i transportowania mleka w trakcie wypasu zwierząt lub też w dalekich podróżach handlowych. W gorącym klimacie nie trzeba było dużo czasu, żeby mleko zmie- niło swoją postać. Brakowało już tylko odważ- nego ( jak również bardzo głodnego) śmiałka, żeby nowe odkrycie na stałe zagościło na sto- łach całego świata. Wnioski? Podstawą rozwoju cywilizacji i społeczeństw były ludzkie cechy, które sta- rożytni braliby raczej za wady a nie zalety. Paradoksalnie to im zawdzięczamy początki innowacyjności. Dlatego - jeśli ktoś kiedyś za- rzuci nam lenistwo - spokojnie możemy uznać to za komplement. Ludzkość potrzebuje leni- wych osobników – bez nich dalej biegalibyśmy po lasach za zwierzyną.

a w konsekwencji także powstawaniem pierw- szych stałych osad, które przekształciły się z czasem w miasta – jak na przykład Jerycho. Doszło do specjalizacji produkcyjnej, powsta- nia wymiany i handlu, pierwszych konfliktów zbrojnych, a przez przyspieszenie rozwar- stwienia społecznego – powstania warstwy elit, które chciały podkreślić swoją odrębność. Wprawdzie obecność tej grupy obserwowana jest już w społecznościach łowców-zbieraczy, jednak na tym etapie cywilizacyjnym zaznacza się o wiele wyraźniej. W pogoni za błyskotkami I tak oto objawił się drugi obok lenistwa bar- dzo ważny czynnik popychający ludzkość do działania: próżność. Chęć posiadania uni- katowych przedmiotów wykonanych z niedo- stępnych surowców była dla naszych przod- ków impulsem do dalszych odkryć i jeszcze wspanialszych wynalazków. Dała zapotrze- bowanie na efekty pracy rzemieślników, arty- stów, a także poetów, którzy dzięki społecznej możliwości pozyskiwania większej ilości żyw- ności mogli czas poświęcić na rozwój swoje- go talentu. W konsekwencji wyodrębniła się sztuka, która przestała już mieć głównie cha- rakter rytualny – jak przynajmniej wskazują badacze w odniesieniu do jej paleolitycznej poprzedniczki. Również wynalezienie pisma wynikało z po- trzeby zaoszczędzenia energii. Jak wskazują badania, około 6000 lat temu określonym pojęciom przypisano znaki, tworząc różne systemy ułatwiające transakcje handlowe. Początkowo używane były one do określenia ilości i wartości towaru, a informacje dodatko- wo potwierdzano odciskiem pieczęci przed- stawiciela władzy. Z czasem znaki zaczęto wiązać z poszczególnymi dźwiękami, dzięki czemu sama ich liczba uległa zmniejszeniu do około 20, a uzyskanie biegłości w posługi- waniu się nimi stało się jeszcze prostsze. Kwestia przypadku

Gdy myślimy o innowacyjności, nasze sko- jarzenia zazwyczaj wybiegają w przyszłość, ewentualnie kręcą się wokół zagadnień teraź- niejszych - ale zawsze z perspektywą na to, co ma się wydarzyć. Tymczasem warto spojrzeć także w przeszłość i zastanowić się, co kiero- wało naszymi przodkami, kiedy ich przyszłość zmieniała się w naszą teraźniejszość. Badając dawne społeczeństwa można zauwa- żyć, że podstawowym motorem innowacyjno- ści było – uwaga – lenistwo. Zdaję sobie sprawę z tego, że upada właśnie obraz „szlachetnego starożytnego” – człowieka cnót i wartości - jednak wystarczy przejść się po stanowiskach archeologicznych, żeby samemu zobaczyć ślady ich „niezwykłej pracowitości”, której najlepszym potwierdzeniem jest jakość prze- budowywanych pomieszczeń. Starożytni wygodniccy W perspektywie cywilizacyjnej kolejnym impulsem do rozwoju było wynalezienie i rozwój rolnictwa około 10 000 lat temu. Społeczeństwa przedrolnicze większość czasu i energii poświęcały na gromadzenie żywno- ści przez polowania, rybołówstwo, zbieranie owoców i nasion. Wiązało się to z ogromną niepewnością codzienności, a także koniecz- nością ciągłej zmiany miejsca pobytu. Jedną z przyczyn tak zwanej rewolucji neolitycz- nej, która dokonała się w rejonie Żyznego Półksiężyca – w tym na ziemiach współcze- snego Izraela - była najprawdopodobniej chęć zredukowania czasu i energii potrzeb- nej do zaspokojenia codziennych potrzeb. Udomowienie roślin i zwierząt zapewniło większą dostępność produktów spożyw- czych, a także dało większą dozę wolnego czasu. Zrodziło też kolejne potrzeby związane z większą efektywnością pracy. Początkowe narzędzia wykonane z krze- mienia czy obsydianu, takie jak sierpy czy siekierki, zastępowane były przez bardziej trwałe, wykonane z metali. Konieczność pozostawania w jednym miejscu związana z uprawą roli, czy też hodowlą niektórych zwierząt skutkowała rozwojem budownictwa,

9

Część odkryć miała najprawdopodobniej charakter zrządzenia losu, doprawionego

W krainie innowacji

Co nas popycha, co nas rozwija z Nirem Amar rozmawia Żaneta Uba

Chucpa, bezpośredniość, brak przywiązania do procedur: o sukcesie izraelskich hi-techów decyduje między innymi unikalne izraelskie podejście do pracy. O przekuwaniu marzeń w działania w tutejszej Dolinie Krzemowej rozmawiają Żaneta Uba i Nir Amar, małżeństwo pracowników branży hi-tech.

Żaneta Uba: W literaturze fachowej często porównuje się państwo Izra- el do wielkiego start-upu. Gdy patrzę na historię Izraela, jego innowacyjno- ści i technologii, widzę spore podobień- stwo. Ta historiawciąż inspirujemłodych Izraelczyków? Nir Amar: Faktycznie, stworzenie Izraela było wypadkową marzeń i działań ludzi, którzy roz- wijali pomysł utworzenia państwa pomimo wielu przeciwności. W końcu im się to udało. Historia ta jest oczywiście wielką inspiracją dla branży technologicznej i pokazuje, że nie ma rzeczy niemożliwych. Jeżeli masz w życiu coś, w co wierzysz, nic cię nie zatrzyma! Początki izraelskiej branży technologicznej przypadają na czasy jeszcze przed utworze- niem państwa Izrael. Z kolei sytuacja geopo- lityczna, w której kraj znalazł się po 1948 r., była już decydującą kwestią, która wpłynęła na dalszy, błyskawiczny rozwój technologicz- ny. Wymagała przecież od ówczesnego rządu dobrego planu na to, jak przeżyć. Izrael był otoczony krajami arabskimi, które miały - i do tej pory mają - wielką przewagę liczebną. Jedynym sposobem, aby się zabezpieczyć, było inwestowanie w zaawansowane techno- logie, lepsze od tych, które posiadają wrogie kraje. Od samego początku Izrael inwestował w na- ukę i badania, które skupiały się na sprzęcie militarnym i broni. Zdobyta wiedza i doświad- czenie rozprzestrzeniły się potem na rynek komercyjny. Powiedzmy sobie szczerze: bez przymusu do rozwijania się w tej dziedzinie Izraela najpewniej nie byłoby dziś na mapie. Sam pracuję w hi-techu już szesnaście lat. Jego nadzwyczajna historia sukcesu zawsze bardzo mnie interesowała. Zafascynowałem się tym tematem także ze względu na fakt, że ma on ogromny wpływ na stabilność eko- nomiczną Izraela.

Izraelskie wojsko również odegrało nie- małą rolę w rozwoju innowacyjności i technologii. To prawda: od samego początku armia była miejscem, w którym wiedza na temat no- wych technologii rozwijała się bardzo pręż- nie. Już w 1948 r. rząd powołał specjalną jednostkę zajmującą się nauką i ulepszaniem amunicji i pocisków. Wymagało to wielkiej wiedzy i doświadczenia w technologiach. W 1953 do życia powołano Israel Aerospace Industries. W związku z tym, że zajmowano się lotnictwem, również tam było ogromne za- potrzebowanie na naukowców, którzy byliby w stanie utrzymywać dobry stan techniczny istniejącego sprzętu i tworzyć nowy. Opowiem ci anegdotę: znam osobę wysokiego szczebla pewnej firmy hi-tech. Ów mężczy- zna podczas rozmowy napomknął mi kiedyś, że to on napisał pierwszą linijkę kodu do opro- gramowania izraelskich F-16. Nie muszę ci mówić, jakie to na mnie zrobiło wrażenie! To świetny przykład osoby, która swoją wiedzę i doświadczenie nabyte w wojsku wykorzysta- ła potem na wolnym rynku i założyła własną firmę odnoszącą spore sukcesy. Warto przy okazji wspomnieć o dużym pro- jekcie armii z początku lat 80., który miał za zadanie zdigitalizować flotę powietrzną, morską i naziemną. Wymagało to ogromnego nakładu pracy wielu ludzi - technologie w tym czasie były bardzo skuteczne, ale Izraelczycy chcieli myśleć przyszłościowo. Oczywiście zdobyte doświadczenie było potem wykorzy- stane przez ludzi zaangażowanych w ten pro- jekt na rynku komercyjnym. Założyciele start-upów i innych firm, które odniosły suk- ces, przyznają często w wywiadach, że poznali się podczas służby wojskowej warmii lubwpadli tamna swoje pomysły. To aż tak powszechne? izraelskich

Ostatnie dwa lata dużo zmieniły w naszych ży- ciach. Mnie skłoniły do refleksji. Przyleciałam tu sześć lat temu nie mając pojęcia, jak poradzić so- bie zawodowo, i co właściwie mogę tu osiągnąć. Teraz siedzę wygodnie w fotelu, przede mną dwa laptopy, trzy monitory i kolejne zamówienie z Wolta. Zdaję sobie sprawę z mojej uprzywile- jowanej pozycji. Pracuję w hi-tech, więc nawet w pandemii nie martwiłam się o moją sytuację na rynku pracy. Nie musiałam narażać swojego zdrowia, wychodząc z domu i przebywając w za- tłoczonych miejscach. Ba, nie muszę sobie nawet sama gotować (co, mówiąc szczerze, cenię sobie najbardziej!). Początkowo hi-tech wcale nie wydawał mi się atrakcyjny. Uważałam, że to nudna branża, która z pewnością zabiłaby we mnie wszelką kreatyw- ność. Co innego mój ówczesny partner - teraz już mąż, który siedział w temacie od kilkunastu lat. Z biegiem czasu, widząc moją frustrację, powoli oswajał mnie z pomysłem zmiany branży i przej- ściem do hi-techu. Jestem pewna, że gdyby nie jego cierpliwość, prawdopodobnie nie byłabym w miej- scu, w którym teraz jestem. W moim przypadku czynnikiem, który popchnął mnie do przodu, była miłość osoby, która cier- pliwie dmuchała w moje skrzydła, czekając, aż je rozwinę. Jako typowa, hi-techowa para, pracuje- my razem z domu, dzieląc się nie tylko uwagami co do zamówionego jedzenia, ale też spostrzeże- niami na temat współczesnego, hi-techowego świata oraz wszystkiego tego, co doprowadziło do jego sukcesu.

10

Żaneta Uba

Dzięki nim nowe rzeczy tworzy się tutaj dość szybko i wypuszcza się je na rynek w niedo- skonałej, czasem nawet niedokończonej for- mie. Biznesowo, time to market [ang. czas od stworzenia do wypuszczenia produktu na ry- nek] jest niesamowicie ważny dla tutejszych firm, a Izraelczycy są w tym bardzo skuteczni. Najważniejsze jest to, aby dostarczyć produkt zanim zrobi to konkurencja, nawet, jeżeli nie jest on perfekcyjny - dzięki temu jest się zauważonym i zapamiętanym. Oczywiście, produkt naprawia się już na żywo, kiedy jest już użytkowany i sprzedany, można także wprowadzać ulepszenia i poprawki. W innych kulturach takie działania mogą być uznawane za nieprofesjonalne. Kolejną różnicą może być też brak przywią- zania do procedur. Może to mieć negatywne skutki, np. brak sprecyzowanego planu działa- nia i bałagan. Z drugiej strony jest to też wiel- ka oszczędność czasu zmarnowanego na two- rzenie nowych procedur i zasad i kurczowe trzymanie się ich. Koniec końców, najważniej- sze jest to, aby dostarczyć produkt przed kon- kurencją, a czas to pieniądz. Warto też wspomnieć o relacjach między- ludzkich w firmach. W Izraelu nie istnieje hierarchiczność pracowników: jeżeli szerego- wy programista chciałby porozmawiać z zało- życielem firmy, nie musi czekać tygodniami lub miesiącami, by umówić się na spotkanie. Normalną rzeczą jest to, że można podejść do każdej osoby w firmie, niezależnie od ich pozycji, podzielić się swoimi pomysłami, wy- razić swoje zdanie czy poprosić o pomoc przy projekcie. Taki system pracy bardzo pomaga w komunikacji i dynamicznym rozwoju firm. Możliwość zasięgnięcia porady, kiedy się jej potrzebuje, daje dużą pewność siebie, która jest bezcenna. Bo bez dialogu w izraelskim hi- -techu nie zbuduje się niczego.

z nich miało już solidną wiedzę z zakresu np. matematyki, fizyki czy informatyki i dołączyło do branży technologicznej bardzo szybko. Dziś wyraźnie widzimy, że izraelska branża hi-tech jest wciąż nienasycona. Co robi państwo w celu zapełnienia tej luki? Izrael wyciąga rękę do grup, które wciąż wma- łym stopniu uczestniczą w branży technolo- gicznej, a przecież mają swój potencjał: orto- doksyjni Żydzi i Arabowie. Jeżeli chodzi o Haredim (Żydów ultraorto- doksyjnych) - istnieją programy, które wystar- towały kilka lat temu i mobilizują zawodowo ortodoksyjne kobiety. Kandydatki muszą być zamężne i posiadać rodzinę - takie były wymagania rabinatu. Zostały utworzone or- ganizacje, które zapewniają tym kobietom umiejętności potrzebne na rynku pracy w hi- -tech. Poprzednio typową pracą ortodoksyjnej kobiety było nauczanie w żeńskiej szkole - te- raz wiele kobiet z grup Haredim pracuje w fir- mach hi-tech i jest to dobra sytuacja dla obu stron: kobiety zarabiają więcej, a firmy mają dostęp do wykwalifikowanych pracowniczek. Liczba młodych Arabów pracujących w bran- ży hi-tech jest również bardzo niska. Istnieją organizacje przyznające im stypendia, dzięki którym mogą pogłębiać swoją wiedzę w tej dziedzinie. W interesie dużych firm leży to, aby mieć dostęp do jak największej ilości do- brych pracowników. Na przykład Microsoft otworzył oddział w Nazarecie - mieście z bar- dzo dużą populacją arabską. Jest to bardzo wygodne rozwiązanie: ludzie nie muszą co- dziennie jeździć do pracy do takich miast jak Tel Awiw, co dodatkowo może zachęcać mło- dych ludzi do edukacji w tym kierunku. Kolejna grupa, o której warto tu wspomnieć, to kobiety. Nawet jeżeli procentowo w hi- -techu przeważają mężczyźni, to w Izraelu - w porównaniu do innych krajów - w nowych technologiach pracuje bardzo dużo kobiet. Stało się tak, ponieważ jeszcze przed powsta- niem państwa Izrael wiele osób tutaj wyzna- wało bardzo liberalny system wartości. Dzięki temu od wczesnych lat izraelskie kobiety mia- ły dostęp, chęć i możliwość dołączenia do za- wodów, które w innych miejscach na świecie były zarezerwowane dla mężczyzn. Sukces izraelskich technologii w dużej mierze jest spowodowany właśnie tym, że kobiety biorą w nim czynny udział. Im dłużej pracuję w tej branży, tym bar- dziej odnoszę wrażenie, że niema- łe znaczenie w sukcesie Izraelczyków wbranży technologicznej mają ich cechy charakteru. Na przykład…słynna izrael- ska chucpa! Oj tak, oczywiście ta w pozytywnym tego sło- wa znaczeniu! Pomaga też bezpośredniość.

Tak, to bardzo typowe, że ludzie z wysokiego szczebla branży hi-tech służyli w jednostkach technologicznych, gdzie jako szeregowi żoł- nierze poznawali innych, podobnych sobie ludzi, z którymi potem nawiązywali współ- pracę. Bardzo ważnym aspektem służby w jednostce zajmującej się technologiami jest właśnie networking, który może zaowocować biznesowo w przyszłości. W naturalny sposób relacje nawiązane podczas służby i wspólne doświadczenia zbliżają ludzi i ułatwiają im komunikację. Istnieje słynna jednostka 8200, mitycz- nawręcz, a o służbiewniej marzy bardzo wielu młodych ludzi. Co to za jednostka, jak wygląda taka służba i co trzeba zro- bić, żeby się tam dostać? 8200 jest największą jednostką izraelskiej armii. Zajmuje się zaawansowanymi tech- nologiami i cyber-wywiadem. Podczas służ- by w 8200 można zdobyć ogromną wiedzę i doświadczenie w absolutnie najnowszych technologiach. Niektóre z nich są tajne i przez kilka następnych lat nie będą ujawnio- ne na rynku komercyjnym, więc młody żoł- nierz ma okazję do zdobycia doświadczenia w czymś, co jeszcze nie jest dostępne dla zwy- kłego śmiertelnika. Nie ma nic za darmo: służba w 8200 jest dłuż- sza niż służba w innych jednostkach. Zamiast trzech lat dla mężczyzn i dwóch dla kobiet, osoba dołączająca do 8200 jest zobligowana do odbycia niemal sześcioletniej obowiązko- wej służby. Wyszkolenie żołnierza zajmuje w 8200 dużo czasu, więc trzy lata nie byłyby wystarczające, żeby dana osoba mogła się przydać. Aby dostać się do 8200, trzeba być dobrze przygotowanym z przedmiotów ścisłych już w liceum, a następnie przejść wstępne eg- zaminy. Po zakończonej służbie, żołnierz ma w ręku (i w głowie) bardzo zaawanso- waną wiedzę programistyczną, informa- tyczną lub na temat sieci komputerowych. Dodatkowo, żołnierze mają już za sobą lata doświadczenia wymaganego na rynku - to bar- dzo nietypowe, żeby w tak młodym wieku posiadać już te dwie bardzo pożądane cechy. Izraelskie firmy chętnie zatrudniają takie oso- by, ponieważ już od pierwszego dnia w pracy są w stanie coś od siebie dać i nie potrzebują długich szkoleń. Izrael jest małym, 9-milionowym kra- jem. Nie każdy tutaj przecież kończy jednostkę 8200! Jak to się właściwie stało, że mamy tu tyle osób z wiedzą i doświadczeniem potrzebnym w budo- waniu innowacyjności? Niewątpliwie tym, co pomogło w rozwoju izraelskiej branży technologicznej, była ma- sowa imigracja z byłego Związku Sowieckiego na początku lat 90., wraz z którą przybyło około miliona nowych imigrantów. Wielu

11

ŻANETA UBA (ur. w 1990 r.) – absolwentka wydziału Tkaniny i Ubioru na ASP w Łodzi; obecnie związana z izraelską branżą high-tech. Prowadzi youtubowy kanał o nazwie UBA, na którym opowiada m.in. o feminizmie, życiu w Izraelu, kulturze i lifestyle’u.

Interesuje się muzyką metalową, podróżami i sztuką. Kocha koty.

NIR AMAR (ur. w 1973 r.) - związany z izraelską branżą hi-tech od ponad 16 lat. Mieszka w Tel Awiwie i tu też pracuje jako QA (specjalista ds. testowania oprogramowania i pomocy programistom przy znajdowaniu problemów w kodzie). Jego pasją jest historia Izraela i socjologia.